11

EUTANAZJA I LEKARZ

Nie mogę nie powrócić do tego konkretnego przypadku. Pod koniec drugiej wojny światowej zostałem rozdzielony z moimi rodzicami, którzy pozostali w strefie południowej. Powróciwszy do Paryża pod fałszywym nazwiskiem, próbowałem w wieku 18 lat wypełnić swój obowiązek, zadając sobie pytanie, czy wola mojej matki, wyrażana od mego dzieciństwa, spełni się pewnego dnia. Chciała ona gorąco, abym został lekarzem, ponieważ w jej oczach był to zawód szlachetny, użyteczny i wolny. Po różnych perypetiach zostałem lekarzem, ale dopiero wiele lat później zrozumiałem, do jakiego stopnia moja matka miała rację. Mam listy z drugiego świata, wysyłane pod koniec życia przez pacjentów, którzy domyślali się, że otrzymam je dopiero po ich śmierci i którzy dziękowali mi za to, że dałem im tak długie odroczenie. Napotykałem spojrzenia zarazem pełne lęku i nadziei, spojrzenia pełne ufności, oznaczające, że jestem uznanym instrumentem przeznaczenia w trudnych czasach. Spostrzegłem, że dzięki mnie to medycyna i społeczeństwo zostały obdarzone zaufaniem, ponieważ osoby przeżywające trudności znalazły pomoc. Kierują do mnie słowa, a także przesłania bez słów, podczas każdej wizyty na oddziale, podczas każdej konsultacji, które mówią: „Kontynuujcie wasze wysiłki, dziękuję za wasz upór i za waszą wyobraźnię”. Przypominam sobie nadzwyczajną osobowość byłego członka komando Kieffer, który przeżył straszne walki 6 czerwca 1944 r., a do nas przyszedł z powodu wznowy raka płuc. Przeszedł remisję, następnie kilka miesięcy później nastąpił nawrót i próbowaliśmy na nim jeszcze nie używanej kombinacji lekarstw, której nigdy nie stosowano przy tych wskazaniach. Ku naszemu zaskoczeniu, ale także i jego, zanotowano ponowne ustępowanie choroby. Świadomy obserwator tej walki zatrzymał za rękaw naszą siostrę przełożoną, aby jej powiedzieć: „To nadzwyczajne. Jeszcze coś znaleźli”. Przeżył tylko kilka miesięcy i przed śmiercią zrobił mi prezent z przedmiotu, który cenił najwyżej, a który troskliwie zachowuję. Mam zbyt dużo wspomnień tego rodzaju, zbyt dużo obrazów osób, które wykazały heroizm wobec przeciwności losu i poczucie braterstwa, aby brać pod uwagę, że mógłbym pewnego dnia, w ciągu minuty, zadać śmierć, choćby miała ona być łagodna. Jeżeli dobrze się mający myślą, że życie nie ma w sobie nic świętego, to chorzy widzą sprawy inaczej i lekarz stopniowo zaczyna rozumieć, że to właśnie oni mają rację. Zresztą, wyjąwszy przykład przytoczony na początku tej książki, nieliczni chorzy, którzy zrazu prosili mnie, żeby później, gdy sprawy staną się trudne, pomóc im umrzeć, nigdy nie ponowili swojego życzenia w dniu, w którym stało się ono, być może, aktualne. To wiele mówi o wartości „testamentu” przechowywanego w portfelu. Nie czynili już do tego najmniejszej aluzji, do tego stopnia, że zadawałem sobie pytanie, czyżby zupełnie wyparli ze świadomości dawne życzenie, w co w końcu wierzę.

Medycyna nie jest już niestety, w samej swojej istocie, zawodem z powołania, ani nawet zawodem wybranym przez najlepszych studentów. Mam nadzieję, że zmieni się to w przyszłości. Dzisiaj mocni w matematyce wybierają się do elitarnych szkół wykładających przedmioty ścisłe, dobrzy w pisaniu na studia humanistyczne, a większość studentów medycyny rekrutuje się spośród wahających się- o ile nawet tych ostatnich nie powstrzymał obserwowany przez nich poziom życia i dochodów... lekarzy ogólnych. A jednak lekarz, w swojej karierze, w sposób nieunikniony napotyka wielkie problemy. Nie może uniknąć zastanawiania się nad swoją misją, nad swoim miejscem w mechanizmie zegara napędzającego społeczeństwo, nad rolą, jaką wyznacza mu chory w scenariuszu, pochodzącym z jego własnej kultury i sytuacji, przez które w życiu przeszedł. I oto pewnego dnia, w pełni światła wewnętrznego, lekarz musi wybrać swoje pole i zasady, które mają go prowadzić. Nie może zadowolić się słowami, modami, pospiesznymi, niedokończonymi rozważaniami. Musi rozróżnić to, co istotne, i zmierzyć się z tym w samotnej, ponadhistorycznej refleksji, która nie liczy się ani z opinią współczesnych, ani z naciskiem mediów.

W tym ćwiczeniu, w pewnej ascezie, może jedynie odkryć w sobie, że jest w pełni przekonanym stronnikiem życia. Konieczne jest, by je chronił aż do ostatniej iskierki nie tylko dlatego, że wie, iż w ten sposób odpowiada na zasadnicze życzenie tych, którzy mu się powierzyli, ale też dlatego, że w ten sposób wypełnia misję pochodzącą z zarania czasów, od pojawienia się świadomości z odległego okresu, gdy homo sapiens odczuł potrzebę pogrzebania swoich zmarłych, odmawiając, aby przypomnieć słowa Pascala, uznania ich tylko za zlepek ciała i kości.

To dlatego jest coś diabolicznego w żądaniu od lekarzy praktykowania eutanazji, obojętnie, czy pacjent jest świadomy czy nie. Nie jest moim zadaniem zajmowanie tu stanowiska wobec problemów bardziej ogólnych. Powiedziałem już, że nie będę sądził zdesperowanego, który w geście, rozumianym jako gest miłości, kładzie kres życiu ukochanej istoty, dla której nie ma już ratunku. Ale na litość, nie mieszajcie do tego lekarzy. Oni nie są od tego. Oni wytężają wszystkie swoje siły na sprawy zupełnie przeciwne: przedłużyć życie, jak to tylko jest możliwe, wiedząc oczywiście, że pewnego dnia osiągnie ono nieprzekraczalną granicę. Każda desakralizacja, każda banalizacja działania medycznego może się tylko obrócić przeciw tym, którzy ją głoszą. Przewrotne efekty medykalizacji eutanazji mogłyby mieć nieobliczalne konsekwencje dla wyobrażenia, bardziej lub mniej powszechnego, o naszej kulturze, naszej cywilizacji, o naszym miejscu w świecie. Doszlibyśmy do nowego stanu dzikości, którego przykładów mamy już dość. Zaakceptowalibyśmy profanację zawodu, który od swoich początków jest ostoją solidarności i bezpieczeństwa dla wszystkich, przestrzeni, w której milknie broń i obelgi. Dziwaczna per-wersja, dziwaczna choroba umysłowa, która popycha nas, by nie liczyć się z wszystkimi tymi zastrzeżeniami i rzucać się w takie niebezpieczeństwa. A może dziwaczna ideologia? Ale czy to nie to samo, jak to mogą zaświadczyć setki milionów naszych współczesnych?







poprzednia strona | początek strony | następna strona